Federico da Montefeltro Federico da Montefeltro
334
BLOG

Państwo oderwane od rzeczywistości nie tylko wirtualnej

Federico da Montefeltro Federico da Montefeltro Polityka Obserwuj notkę 0

Polscy politycy przypominają w ostatnich tygodniach salonowe pieski, które ktoś nagle wyrzucił na podwórko i kazał pilnować obejścia. Rozglądają się dookoła oszołomieni, bo rzeczywistość kompletnie się dla nich zmieniła.

Nie mam tutaj na myśli tylko Donalda Tuska i jego kolegów z Platformy, których bunt internautów wpędził w lekką panikę. Także opozycja zareagowała niezwykle niemrawo na protesty w sprawie ACTA. Oczywiście, wszyscy solidarnie skrytykowali rząd, a Jarosław Kaczyński nawet zdobył się na coś w rodzaju przeprosin za wcześniejsze wsparcie dla tej umowy międzynarodowej.

Mają powód do konsternacji. Reakcja większości Polaków na ACTA to tylko drobny symptom czegoś znacznie większego - ogromnej, choć bardzo powolnej, zmiany spojrzenia obywateli na państwo i jego instytucje.

*

Od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku naukowcy i publicyści do znudzenia wałkowali temat epokowej zmiany, którą miała przynieść coraz łatwiejsza i bardziej dostępna komunikacja z użyciem elektroniki. Kiedy te teorie wydawały się nieadekwatne, bo świat ani nie zmienił się w koszmar rodem z Matrixa, ani nie zapanowała arkadyjska szczęśliwość, nagle dochodzimy do momentu, w którym zmiany zaczynają być widoczne.

Internet wydaje się czasem przestrzenią, gdzie każdy może się swobodnie wypowiedzieć, a że tak wielu z tego przywileju korzysta, powstaje zgiełk, w którym nikt naprawdę nie jest słyszalny. Zrozumiały przekaz może się jednak pojawić - muszą być tylko spełnione dwa warunki: ilość i impuls. Ilość internautów, którzy zapragną się wypowiedzieć musi być ogromna. Muszą mieć też impuls, który uruchomi ich klawiatury w tym samym czasie.

Trudno wyobrazić sobie lepszy impuls do uruchomienia pan-internetowej dyskusji niż zamach na wolność słowa powiązany z  - dużo bardziej czytelnym dla internautów z mniej abstrakcyjnymi umysłami - zamachem na wolność ściągania.

Wobec wolności panującej w sieci, państwo wydaje się coraz bardziej opresyjne ze swoimi prawami, regułami, podatkami i urzędami. Sposoby, w jakie obywatel komunikuje się z państwem, sprawiają wrażenie coraz bardziej anachronicznych. Współczesny osiemnastolatek, który musi wyrobić sobie dowód osobisty lub prawo jazdy, robi wielkie oczy, gdy widzi druki, pieczątki, segregatory i znaczki skarbowe. Oczywiście, nawet nieruchawe państwo próbuje się modernizować, tworzyć systemy informatyczne, ułatwiać kontakt przez Internet, ale przez samobójczo beznadziejne prawo zamówień publicznych, często wychodzi z tego całkowity blamaż.

Wielu z nas godzi się na to niedostosowanie państwa do współczesności, bo ogranicza swój kontakt z emanacjami państwa - urzędami, urzędnikami, politykami - do minimum. Odbieramy niezbędny (czytaj: narzucony przez państwo) dokument i uciekamy w swój prywatny świat ósmego sezonu "Doktora House'a", sushi zamawianego przez Internet i dyskusji na Facebooku z przyjaciółką z Australii.

Ale państwo nie ma wyczucia. Wykopuje drzwi do tego naszego bezpiecznego zakątka i w zabłoconych gumofilcach wchodzi do naszego prywatnego - wydawałoby się - życia. Wyrywa nam wtyczkę z kontaktu i krzyczy "Ja tu rządzę!".

W tym momencie w ruch idą social media i maski Guya Fawkesa. Internauci nie pozostają jednak w domach, ale wychodzą na ulice - co przeraża polityków oraz niektórych urzędników.

Lewica czuje wiatr w żaglach, próbuje narzucić swoje przewodnictwo buntującym się, ale ci, niewdzięcznicy, przeganiają socjalistów mówiąc, że nie chcą mieć nic do czynienia z żadnymi przedstawicielami klasy politycznej.

"W czym problem?" wydaje się być wypisane na twarzy polskiego premiera. Przecież nie przestał być tym, który obronił młodzież przed opresją kaczyzmu, tym, którego gremialnie poparli w ostatnich - drugich już z rzędu - wyborach. "Czego ode mnie chcecie?"

*

Zrozumienia. To nie świat wirtualny ma być bardziej podobny do realnego. Ma być na odwrót. Prawa trzeba dostosować do nowej rzeczywistości. Internauta to niekoniecznie anarchista z natury. Fora internetowej dyskusji samoistnie tworzą normy, a ci, którzy ich nie przestrzegają, podlegają ostracyzmowi. Musi być jednak prościej, szybciej, łatwiej, zasady muszą być czytelne, niczym licencje Creative Commons. Politycy, nadal zdobywający władzę przez wykorzystywanie słabnących, starych mediów, mają być bardziej jak klipy na YouTube - łatwi do obejrzenia i możliwi do szybkiego zapomnienia, jeżeli się znudzą. Socjalizm, konserwatyzm, liberalizm - te pojęcia znaczą coraz mniej. Nie jestem liberałem, socjalistą czy konserwatystą - jestem sobą, we wszystkich wymiarach mojego indywidualizmu. Socjalistycznie wspieram potrzebujących, konserwatywnie cenię rodzinę i liberalnie uwielbiam niskie podatki. Jak może to zrozumieć ktoś, kto mentalnie utknął w XX wieku?

ACTA pójdzie w zapomnienie i być może politycy znów zasną spokojnie, śniąc o ruchach politycznych poprzedniego stulecia. Ale lepiej zrobiliby dołączając do ewoluującego społeczeństwa już teraz.

twitter.com/FdMontefeltro

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka