Federico da Montefeltro Federico da Montefeltro
694
BLOG

Agresja wobec Euromajdanu błędem Janukowycza

Federico da Montefeltro Federico da Montefeltro Polityka Obserwuj notkę 18

Prawie równo dziewięć lat temu marzłem na ulicy jednego z dużych, polskich miast, przypinając przechodniom pomarańczowe wstążeczki i tłumacząc, dlaczego powinniśmy przejmować się tym, co dzieje się kilkaset kilometrów dalej na wschód. 

Pamiętam to poczucie czystości sprawy, o którą staraliśmy się walczyć razem z Ukraińcami - o to, by władza pochodziła z wyboru ludzi, a nie garstki oligarchów i postsowieckich aparatczyków. To było coś, w pewnej mierze, porównywalnego z przeżyciami pokolenia moich rodziców, członków Solidarności. I, w pewnym sensie, to była kontynuacja tej samej tradycji.

Pamiętam też rozczarowanie - ponownie przeżywane razem z ludźmi z Kijowa, Lwowa czy Doniecka - kiedy zwycięski obóz "pomarańczowych" podzielił się według klasycznego scenariusza napisanego niegdyś przez polskie ugrupowania wywodzące się z Solidarności.

Dlatego nie zdziwiło mnie, gdy wahadło przesunęło się ponownie na stronę "niebieskich" pod wodzą dawnego rywala Wiktora Juszczenki - Wiktora Janukowycza. Powrót dawnej gwardii do władzy również odbył się według schematu znanego nam z III RP, gdy skłócone partie postsolidarnościowe pogodziła klęska zadana przez postkomunistów. 

Dalej jednak wydarzenia potoczyły się inaczej. Polscy postkomuniści, choć podobnie jak ukraińska Partia Regionów stworzyli klasyczną partię władzy, to jednak za swój interes uznali utrzymanie prozachodniego kursu i - zapewne ku niebywałemu rozczarowaniu Moskwy - nie przerwali starań o włączenie Polski do NATO i Unii Europejskiej. 

Tymczasem wydaje się, że Wiktor Janukowycz próbuje zatrzymać bieg historii. Co prawda, nagłe wstrzymanie procesu przygotowań do parafowania (nie podpisania) umowy stowarzyszeniowej z UE nie było szokiem dla osób interesujących się tym tematem. Sygnały, że tak może być, pojawiały się już od kilku miesięcy. Symptomatyczne, że Ukraina, która zawsze obowiązkowo pojawiała się w dyskursie polskich władz dotyczącym ewentualnego rozszerzenie UE, od jakiegoś czasu była pomijana wymownym milczeniem.

Sama wolta Janukowycza była zatem do przewidzenia i można by ją nawet potraktować jako wzmocnienie pozycji przetargowej, by uzyskać większe i bardziej doraźne profity od UE. Wszak szczyt w Wilnie był symboliczny właściwie tylko dla Polski i Szwecji - patronów Partnerstwa Wschodniego. Tak naprawdę, parafowanie umowy można swobodnie odłożyć i nic, poza bólem głowy analityków z polskiego MSZ i struktur europejskich, by z tego nie wyniknęło. 

Natomiast nerwowa reakcja na protesty w Kijowie, nie będące przecież pierwszymi podczas kadencji Janukowycza, dziwi i niepokoi. Niesławne specjalne oddziału Berkutu, okładające metalowymi pałkami demonstrantów z Euromajdanu wyraźnie ożywiają wspomnienia sprzed dziewięciu lat i schyłku prezydentury Leonida Kuczmy.

Znacznie bardziej racjonalne ze strony Janukowycza i Azarowa byłoby, gdyby pozwolili protestom w naturalny sposób wygasnąć. Poparcie dla współpracy z UE nie jest na Ukrainie tak wysokie, jak zawsze było w Polsce, a zimą u naszego wschodniego sąsiada zawsze (i niebezpodstawnie) rośnie strach przed odcięciem dostaw paliw z Rosji. Można ostrożnie szacować, że przy braku reakcji ze strony władz, nadal podzielony obóz "nowych pomarańczowych" nie byłby zbyt długo w stanie mobilizować uczestników protestów.

Jednak represje wobec demonstrantów, jak uczy doświadczenie, bez wątpienia doleją oliwy do ognia. Zagrożeni fizyczną przemocą przedstawiciele ukraińskiej opozycji zintegrują się i prawdopodobnie wreszcie skupią się wokół jednego, silnego przywódcy. Tym liderem najprawdopodobniej będzie Witalij Kliczko, nawet jeżeli nie uzyska jednoznacznego poparcia od ugrupowania pozostającej w więzieniu Julii Tymoszenko.

Trudno na razie sądzić, by dzisiejsze wydarzenia w Kijowie były początkiem końca Janukowycza. Ale takie prawdopodobieństwo rośnie. Podobnie jak rośnie - wreszcie - zainteresowanie całej Unii Europejskiej jej bezpośrednim, wschodnim, sąsiedztwem. Do tej pory bowiem unijni liderzy nie mieli moralnego prawa, by rzucić kamieniem w eurosceptyka Janukowycza, gdyż sami traktowali stowarzyszenie Ukrainy z Unią bez entuzjazmu.

 

 

 

 

 

 

 

 

twitter.com/FdMontefeltro

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka